Staś już kolejny raz przed moim obiektywem, tym razem podczas Chrztu Świętego :)
Ach.. Co to był za weekend!
Na pewno niezapomniany! I chociaż pełen pośpiechu i emocji,
to dobrze przeżyty, satysfakcjonujący i zadowalający :)
Znacie to, kiedy macie coś zaplanowane od długiego czasu,
czekacie na to z wielką niecierpliwością, a kiedy już wydarzenie zbliża się
wielkimi krokami, to kilka dni wcześniej dopada Was choroba?
Miałam tak tamtym razem :)
Tej niedzieli miałam wykonać dwa reportaże chrzcielne (tak,
w dwóch różnych kościołach). Mało tego, w sobotę byłam zaproszona na wesele. Stwierdziłam "co to dla mnie, na pewno dam radę". Zwątpiłam trochę w
to, kiedy w czwartek dość mocno rozłożyło mnie przeziębienie, chyba pierwszy
raz od czterech lat. I zamiast leżeć w łóżku i starać się wyzdrowieć, to
musiałam pojechać do szkoły, bo sprawdziany... W sobotę obudziłam się z
płaczem, gdyż właściwie nie wiedziałam już, co mam zrobić. Przez dwa dni
nałykałam się więcej leków niż przez całe swoje życie, a choroba tylko się
pogłębiała. Próbowałam wszystkiego i pomogła mi chyba tylko wiara, bo około
12-13 godziny, gdy rozpoczęłam przygotowania, zaczęło mi przechodzić. Na wesele
pojechałam z torebką pełną leków, ale już z lepszym samopoczuciem i właściwie
zastanawiałam się, co takiego się stało, bo kilka godzin wcześniej byłam bliska
zrezygnowania z tych planów.
Koniec końców wesele się udało, zakończyłam je
około godziny 6. Szybki prysznic dodał mi energii i pojechałam na chrzest
uroczego Stasia:)
Wszystko działo się dość szybko, tak że nawet nie pamiętam
tego dokładnie. Wiedziałam, że mimo ciężkich warunków muszę dać radę, z drugiej
strony dziękowałam Bogu, że przeziębienie ustało na te dwa dni. Robiłam zdjęcia najpierw podczas przygotowań,
później w czasie mszy. Zapraszam Was do ich obejrzenia, a relacja z drugiego chrztu
już wkrótce na blogu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz